Odcinek II. Nie tylko muzyka.
Muzyka i…. sport (bez hasztagu )
Żnin, Szpitalna 34.
Kosz, piłka na lidze ( boisko LO ) dwa ognie i skakanie w ‚gumę.’ (Najwyżej zaczepialiśmy gumę na szyjach- to był level master ) Przed domem w Żninie na Szpitalnej 34 mieliśmy swój święty ogród. Niezmierzony sad i jabłonka, której szczyt rytualnie zdobywaliśmy. Przed domem rosły cztery ogromne lipy. Latem wydzielały naturalną Sephorę. Mama zbierała lipę na herbatę, której zapach pomieszany z parzoną kawą pamiętam do dziś.
W cudownym ogrodzie rozpościerały się dumnie rozbite namioty pomarańczowe Polsportu, a kiedy pewien starszy pan zostawił już swój ogród obok, graniczący z naszym sadem, to jego altanę przekształciliśmy w dwupiętrowy obóz. (Później miejsce regularnych ‚blałek.’ )
W ekipie działali: Eliza, dwie Ole, Aga, chłopaki: Tomek ‚Koza’ i kumple zza miedzy- bracia: Waldek i Romek. Romek zajebiście grał w piłkę i kosza. Waldek też z resztą. Na podwórku zawsze była masa dzieciaków. W podstawówce mieliśmy tysiące kreatywnych pomyslów. Jednym z nich była zajawka na figurki Muppetów, które przywiązywaliśmy na nitce i rzucaliśmy do rzeki Gąsawki. Do dziś nie wiem jaka idea nam przyświecała ale… fajnie było. Podobnie z liczeniem samochodów 🙂 Tak właśnie! Liczyliśmy przejeżdżajàce samochody międzynarodową drogą E- 5. Generalnie latem Żnin zamieniał się w stolicę sportów wodnych a w szczególności motorowodnych. Każdy dzieciak chciał być Waldemarem Marszałkiem. Malowaliśmy na dłoniach w kółku numer 11 łodzi pana Waldemara i wybiegaliśmy na przerwy na boisko imitując odgłos silników bolidu. A jesienią czas spędzaliśmy na korytarzu 🙂 zamykaliśmy drzwi, a one tworzyły swego rodzaju trójkąt u góry i mogliśmy tam rzucać piłką. Generalnie wszyscy czekali na ‚hej hej NBA.’ Przy rzucaniu osobistych wszyscy naciągaliśmy spodenki za kolana i zawsze zbijaliśmy piątki niezależnie od trafień 🙂